Transkrypcja
Piotr Jackowski (PJ): Dzień dobry państwu. Moim i państwa gościem jest dzisiaj Dominika Karsznia. Dominika spędziła ponad 18 lat w środowisku transakcji międzynarodowych, pracując na projektach z zakresu finansowego due diligence, modelowania biznesowego i wyceny. Przez wiele lat koncentrowała się na projektach wsparcia w finansowych aspektach sporów prawnych realizowanych we współpracy z największymi kancelariami prawnymi w Polsce. Jest współzałożycielką i partnerem zarządzającym firmy ValueMind, specjalizującej się w analizach finansowych i wycenach dla potrzeb postępowań sądowych i arbitrażowych. Jest żoną, matką trzech córek i ciekawą świata podróżniczką.
Dzień dobry. Witaj Dominiko.
Dominika Karsznia (DK): Dzień dobry. Witam państwa bardzo serdecznie.
PJ: Bardzo cieszę się, że przyjęłaś zaproszenie.
DK: Dziękuję, bardzo mi miło. Dziękuję za zaproszenie.
PJ: Rozmawialiśmy przed programem, w jaki sposób najlepiej zaprezentować to, o czym chciałabyś opowiedzieć. I wydało się, że w miarę naturalnym sposobem będzie opowieść o twoich początkach, o tym DNA transakcyjnym. I to nam trochę pomoże wprowadzić w temat, który będzie dotyczył elementów, które mogą wystąpić po transakcji, czyli sporów posttransakcyjnych.
Transakcyjne DNA
DK: No dobrze. Zaczynając od początku… Cała moja przygoda z transakcjami trwa już ponad 18 lat. Zaczęła się w takim dziale Corporate Finance, wówczas jednej z firm wielkiej czwórki, i tak naprawdę prowadziła mnie przez bardzo różne obszary transakcji: od finansowego due diligence przez wyceny, modelowanie i restrukturyzację do tak naprawdę tego, czym zajmuję się obecnie, czyli do właśnie wsparcia w finansowych aspektach sporów prawnych. Pierwsza duża transakcja to jest, no musiałam się chwilę zastanowić, żeby sobie ją przypomnieć, natomiast, bo tych transakcji faktycznie było bardzo wiele przez ten czas. Natomiast pierwsza chyba taka największa ciekawa transakcja to była transakcja prywatyzacji Huty Częstochowa, Huty Stali Częstochowa i jej 12 spółek zależnych. I to była transakcja realizowana w czasach jakby zamierzchłych z dzisiejszej perspektywy, dlatego że sposób, w jaki ona była realizowana, był też zupełnie, zupełnie inny niż to wygląda dzisiaj. Wówczas cały zespół i to taki zespół połączony, cały zespół doradców finansowych, podatkowych, prawnych musiał się wybrać, przetransportować do Częstochowy i tam, w tejże Częstochowie przez dwa tygodnie ponad wszyscy siedzieliśmy w takiej ogromnej sali konferencyjnej i przeglądaliśmy niestrudzenie niezliczone stosy segregatorów…
PJ: Niech zgadnę…
DK: Dokładnie… [śmiech] papierowych. Wówczas był to czas, gdzie VDR to w ogóle była abstrakcyjna rzecz, a elektroniczne wersje dokumentów to było marzenie każdego doradcy. No niemniej, ja wspominam ten czas w tej chwili z ogromnym rozrzewnieniem, bo tego typu, takie właśnie fizyczne data roomy miały tę ogromną zaletę, że rozmawialiśmy ze sobą po prostu i te 20 z hakiem pewnie osób, które tam siedziały w tej sali przez ten dłuższy czas dzięki temu, że były obok siebie, to mogły naprawdę w taki bieżący, ciągły, stały sposób się ze sobą komunikować. No i zaryzykuję twierdzenie, że szereg takich ryzyk transakcyjnych w toku tych rozmów zostało zidentyfikowanych, tak że ja, mimo że dzisiaj transakcje robi się już inaczej, na pewno te narzędzia, technologie, którymi dysponujemy, powodują, że ten proces jest dużo bardziej efektywny, jednak ja zawsze zachęcam, naprawdę bardzo zachęcam do wyjścia poza tylko taką zdalną komunikację i do wizyty w spółce.
PJ: To są dwa elementy, na które zwróciłem uwagę w tym, co opowiadałaś. To bliskie jest mi podejście. Ja pamiętam też jeden z pierwszych projektów, w którym uczestniczyłem, to był akurat prospekt emisyjny, byliśmy w dużym zakładzie przemysłowym i to zupełnie zmienia postrzeganie, jak uczestniczy się w takim badaniu i chodzi się po tym zakładzie, ogląda się te wielkie maszyny. I jedno z ryzyk, które zostało zidentyfikowane wtedy to możliwość zalania. Zresztą ten zakład miał potem taki epizod w swojej działalności, że służby musiały zabezpieczać ciągłość ruchu. I to zupełnie trochę tak pozwala doradcy wejść w to miejsce, obejrzeć, dotknąć…
DK: Myślę, że to jest kluczowe. Moim zdaniem to jest kluczowe. Nawet w każdej transakcji, tak naprawdę. Szczególnie z perspektywy doradcy, który, no umówmy się, działa w bardzo wielu różnych branżach, z których każda ma swoją specyfikę i żeby właśnie poczuć klimat tego miejsca, żeby zrozumieć w ogóle, jak działa, czym się zajmuje ta spółka w relatywnie krótkim czasie, który najczęściej jest do dyspozycji doradcy w takim procesie transakcyjnym, to moim zdaniem taka wizyta na miejscu, właśnie wycieczka, obejrzenie tego, jak to wygląda, porozmawianie z ludźmi, którzy tam przez wiele lat pracują, to jest kluczowa rzecz.
PJ: To jest właśnie drugi element, który jest istotny, bo te osoby przekazują wiedzę, której nie ma w dokumentach, których nie da się wyczytać, a już na pewno ze zeskanowanych dokumentów siedząc przed komputerem w swoim biurze czy w domu w tej chwili. Też daje możliwość, na co ty zwróciłaś uwagę, wymianę informacji pomiędzy samymi doradcami, czyli doradca prawny rozmawiając z finansowym jest w stanie znaleźć więcej albo dostarczyć informacje. Do tego jeszcze podatki, jest taki cały zakres wiedzy, która się jednak przenika pomiędzy poszczególnymi sferami poszczególnych doradców.
DK: Zdecydowanie. To myślę, że ten element właśnie na przykładzie tego projektu, o którym powiedziałam, on działał idealnie. I myślę, że, no dzisiaj oczywiście są też sposoby, żeby tę komunikację w jakiś sposób zapewnić, natomiast wydaje mi się, że to bycie razem, że tak powiem, w tym jednym miejscu i działanie trochę tak spontanicznie na zasadzie: przeglądam dokument, coś mnie w nim zainteresuje, ale wydaje mi się właściwie, że to nie jest z mojego obszaru i mam pod ręką kolegę czy koleżankę, którego mogę od razu zapytać: “Słuchaj, a widziałeś to? Nie wiem, to jest dla was ciekawe, interesujące to może w czymś pomóc?”. To to jest taka wartość, którą ciężko jest zastąpić w takim systemie zdalnym.
PJ: No tak. Z drugiej strony niewątpliwie podnosi to koszty takiego badania.
DK: Oczywiście.
PJ: Bo więcej osób jest zaangażowanych, dłużej przebywa jeszcze poza miejscem wykonywania normalnie swoich obowiązków. Jest to, no cała logistyka z tym związana, tak że…
DK: Oczywiście. Trzeba znaleźć jakiś złoty środek w tym, tak? Natomiast niewątpliwie elektroniczne wersje dokumentów, które dzisiaj są standardem, to jest ogromna…
PJ: Ułatwiają, przyspieszają, no to wiadomo.
DK: Tak, tak, jak najbardziej.
Transakcyjny punkt widzenia
PJ: Zaproponowałaś następujący temat główny naszej rozmowy: Back to the Closing, czyli podróże w czasie jako nieodłączny element sporów posttransakcyjnych.
DK: Tak, to prawda. To jest temat, że tak powiem, bliski temu, czym ja się obecnie zajmuję. I myślę, że może być też ciekawy dla słuchaczy, bo jest też taki temat, wydaje mi się, nieoczywisty z perspektywy transakcji. Najczęściej skupiamy się jednak na tym, żeby do tej transakcji doprowadzić…
PJ: No tak, jest zamknięcie, jest closing, wszyscy się cieszą, gratulujemy sobie wzajemnie ciężko wykonanej pracy. Sprzedający otrzymuje słusznie należną mu cenę za sprzedawane udziały, akcje, przedsiębiorstwo, nowy inwestor jest zadowolony z assetów, które nabył i w zasadzie na tym moglibyśmy skończyć rozmowę, gdyby nie pojawiały się spory posttransakcyjne.
DK: To prawda, to prawda. I z mojego doświadczenia wynika, że właśnie ta atmosfera, właśnie taka atmosfera, którą przed chwilą opisałeś, czyli taka atmosfera domykania transakcji, która jest w sumie atmosferą bardzo taką pozytywną, tak? Jest dużo takich dobrych chęci po obu stronach. Jest to jakby specyfika trochę transakcji, że strony chcą się dogadać, tak? I ta transakcja zamknie się wtedy, kiedy oni to porozumienie osiągną.
PJ: Tak, nawet jak są takie momenty przełomowe, w których jest chwila wyczekiwania, ciszy czasami, no to ma to jednak służyć temu, żeby to porozumienie osiągnąć i jeżeli transakcja się zamyka, to znaczy, że do tego doszło.
DK: Dokładnie, dokładnie. Jakby często jest też tak, że te ostatnie chwile przed samym closingiem to są takie chwile bardzo intensywnej, wytężonej pracy. Wszystko się dzieje tak szybko, to jest taka, wydaje mi się, też specyfika transakcji, że ta końcówka, jak już, powiedzmy, te wszystkie kwestie takie nie do końca spójne zostały wyjaśnione, uzgodnione zostały warunki, takie ramy, że tak powiem, tej transakcji, no to domykanie tej transakcji jest najczęściej dosyć takim intensywnym procesem, zdecydowanie dla doradców.
PJ: Zdarza się również, pewnie też w twoim doświadczeniu taki fakt miał miejsce, żeby ta transakcja się zamykała w późnych godzinach wieczornych.
DK: O, myślę, że środek nocy to jest taki typowy, typowy czas, dwunasta po prostu czy nawet później. W ostatniej chwili jeszcze jakieś właśnie zmiany, propozycje, niuanse, które później mają, jak się okazuje, fundamentalne znaczenie dla właśnie tych sporów posttransakcyjnych, które często się pojawiają, bo już wtedy… Te spory pojawiają się na etapie takim, kiedy te emocje opadły, kiedy już transakcja się odbyła, zamknęła i dochodzi do jakiś tutaj nieporozumień na tle często jakiegoś dalszego rozliczenia tej transakcji, bo to jest też taki wątek, z którym często się spotykamy w transakcjach, czyli wątek związany z ukształtowaniem ceny w tej transakcji i często się tak zdarza, że jakaś część tej ceny ma taki charakter odroczony earn-outu, którego celem jest powiązanie jej z…
PJ: Wytłumaczmy może samo pojęcie earn-outu dla osób, które pierwszy raz się spotkały z tym pojęciem.
DK: Oczywiście. Earn-out jest pewnym elementem, jest elementem płatności, która następuje po closingu, czyli po zamknięciu transakcji. I jest on powiązany z wynikami finansowymi, które spółka faktycznie osiągnie w jakimś okresie po transakcji. Taką standardową formułą, czyli jest to jakaś dodatkowa płatność, którą kupujący zobowiązuje się zapłacić sprzedającemu w zależności od tego, jak faktycznie będzie wyglądał biznes po transakcji.
PJ: No tak. To żeby jeszcze postawić kropkę nad i, ma to służyć temu, no bo można powiedzieć: to dlaczego nie płaci, sprzedający nie otrzymuje od razu całej ceny, tylko musi czekać aż otrzyma. Wynika to często z różnicy w ocenie, ile dane przedsiębiorstwo jest warte czy dana spółka, tak? Sprzedający twierdzi, że jest warte 100, kupujący chciałby kupić za 80, musi trochę uwierzyć w to, że jest warte 100, mówi, że to 20 to on dopłaci, jeżeli faktycznie te wyniki w najbliższych 2-3 latach będą takie, jak…
DK: Sprzedający twierdzi, że będą.
PJ: Często jest też ta formuła stosowana w transakcjach, w której sprzedający, czyli właściciel tego biznesu jest jednocześnie zarządzającym. Zna go w jakiś sposób i on zostaje, to znaczy musi jeszcze przez te 2-3 lata po zamknięciu transakcji być zarządzającym czy uczestniczyć w zarządzaniu, żeby ten wynik przedsiębiorstwo, spółka osiągnęły. I wtedy w pozytywnych okolicznościach, przy osiągnięciu tego wyniku ten earn-out jest wypłacany.
DK: Tak. Tak to wygląda…
PJ: Tyle teoria.
DK: Dokładnie, w teorii! W praktyce wygląda to tak, że koncepcja jest dokładnie taka, jak powiedzieliśmy, czyli odroczenie w czasie pewnej części płatności za spółkę. Natomiast sposób, w jaki ta płatność ma być skalkulowana i to od czego ona jest zależna, jest najczęściej bardzo precyzyjnie opisane w umowie kupna-sprzedaży. No i tutaj myślę, że to jest twoje pole [śmiech].
PJ: Prawnicy mogą się wyżyć.
DK: Natomiast z mojej perspektywy to jest tak, że trudno jest, naprawdę trudno jest zapisać tę formułę earn-outową w taki sposób jednoznaczny, w taki, który właśnie pozwalałby uniknąć jakiś sporów w przyszłości, bo praktyka jest taka, że ten earn-out zależy, tak jak powiedzieliśmy, od wyników finansowych, które spółka osiągnie w kolejnych latach i najczęściej jest to EBITDA tym wskaźnikiem.
PJ: Ale to ja zadam pytanie, tak wchodząc trochę, żeby doprecyzować: twoim zdaniem na czym ta trudność polega? Ona wynika z tego, że język, którym operujemy z jednej strony jest to język finansowy, czyli jakiś formuł w Excelu, a z drugiej strony jest to język umowy, który jest językiem prawniczym, ale jest jednak językiem polskim, angielskim. Takim naturalnym językiem, którym się posługujemy i że jest trudność w opisaniu słowami tej formuły elektronicznej? Czy problem jest w tym, że sama ta formuła elektroniczna nie jest taka jednoznaczna.
DK: Ja myślę, szczerze mówiąc, że problem polega na oddaniu słowami intencji stron w taki sposób, który byłby jednoznacznie interpretowany przez cały czas. I tutaj wracamy trochę do tego, o czym mówiliśmy, czyli do tego klimatu transakcji, do tego, że ten klimat się zmienia, do tego, że w momencie, kiedy zamykamy transakcję, wszyscy są pełni euforii, wszyscy są generalnie chętni, żeby tę transakcję zrobić. I wtedy też łatwiej jest pewne rzeczy przyjąć w tzw. dobrej wierze, zakładając, że wszyscy myślimy tak samo, wiemy, o czym mówimy, myślimy tak samo. Praktyka pokazuje, że po kilku latach, jak przychodzi ten moment, kiedy earn-out ma zostać rozliczony, bardzo często te intencje stron już są troszeczkę inne.
PJ: A przynajmniej pamięć o nich.
DK: Zdecydowanie, zdecydowanie. I wtedy trudność polega na tym, że wtedy wszyscy… Jedyna rzecz, która zostaje, to są sformułowania czy język właśnie umowy, tak? I ten język każda ze stron ma tendencję jednak interpretować inaczej po tych kilku latach od zamknięcia transakcji. No i stąd biorą się te spory. A one biorą się również z tego, że wskaźniki finansowe, na których ta formuła earn-outowa jest oparta, również nie są jednoznaczne. Jeżeli myślimy o tej EBITDZIE, o której wspomniałam, jako takim najczęściej stosowanym punkcie odniesienia jeśli chodzi o ocenę kondycji finansowej spółki, to EBITDA na przykład często przez fundusze private equity rozumiana jest jako taki estymator cash flowu operacyjnego, jako taki wskaźnik pokazujący zdolność spółki do generowania gotówki. Jednocześnie ta sama EBITDA z perspektywy sprawozdania finansowego jest definiowana jako zysk operacyjny powiększony o amortyzację. I to powoduje, że taka definicja wynikająca stricte ze sprawozdań finansowych, które są jakby nie było źródłem informacji do kalkulacji tej EBITDY, powoduje, że ta EBITDA może zawierać w sobie szereg takich elementów zniekształcających jej obraz, szereg elementów o takim charakterze jednorazowym, niepowtarzalnym, niegotówkowym. I te wszystkie elementy strony starają się, wiedząc o tym, że one mogą wystąpić, starają się przewidzieć. Problem polega oczywiście na tym, że nikt z nas nie ma szklanej kuli i nikt z nas nie wie w momencie podpisywania umowy, jak przyszłość tej spółki się potoczy i jakie to mogą być zdarzenia. Więc ten katalog nigdy nie jest katalogiem zamkniętym, tak? Jednocześnie w sytuacji, kiedy dochodzi do sporu te rzeczy, które są tam wprost wymienione, można bardzo łatwo wskazać i one najczęściej nie są przez strony podważane czy dyskutowane. Natomiast, no jest zawsze, zawsze jest jakiś taki punkt na tej liście korekt potencjalnych, który mówi, który jakby stara się zebrać te wszystkie pozostałe zdarzenia potencjalnie nieprzewidywalne czy takie, co do których strony w momencie podpisywania umowy miały intencje, ażeby je wykluczyć z tej EBITDY. No i tutaj zaczyna się dyskusja, bo każda strona ma najczęściej jakiś swój punkt widzenia na to, co tam się jeszcze powinno czy nie powinno znaleźć. No i niestety te elementy mają często bardzo duży wpływ na wynik końcowy.
PJ: Szczególnie, że tam mnożnik jest, który to zwielokrotnia.
DK: Oczywiście, oczywiście.
PJ: A powiedz mi, jak ty odnosisz się do… Bo można zarządzić to w ten sposób, że powołuje się eksperta, czyli strony umawiają się, że w jakiś sposób albo z góry, albo tryb wyboru tego eksperta, który ma autorytet wśród obu stron i powinien rozstrzygnąć, jak powinno być.
DK: Powiem tak: spotkałam się wielokrotnie z takim rozwiązaniem, często jest to właśnie, są to często firmy z wielkiej czwórki wpisane jako jakieś panel do wyboru. Natomiast ja powiem tak: z perspektywy, będąc po stronie tego eksperta, to jest ogromna odpowiedzialność, ogromna. I ryzyko takiego projektu dla doradcy jest bardzo duże, ponieważ jest ogromne prawdopodobieństwo, że zawsze ktoś będzie niezadowolony na koniec. Nawet jeśli się działa zgodnie z najlepszą wiedzą swoją i zgodnie z obowiązującymi przepisami, to prawda jest taka, że w finansach, wbrew temu co wiele osób sądzi, również jest bardzo wiele odcieni szarości, tak? Niektóre kwestie nie są czarno-białe i nie są w sposób taki jednoznaczny czarno-biały zdefiniowane czy to w ustawie o rachunkowości, czy to w innych przepisach finansowych, czy to w innych zasadach. I tutaj ekspert musi w oparciu o dokumenty, o często właśnie brzmienie SPA, brzmienie tej umowy kupna sprzedaży zdecydować, jaka jego zdaniem powinna być interpretacja tych faktów w myśl SPA. Zawsze ten SPA, zawsze ta umowa jest gdzieś bazą również do pracy eksperta, ona też wyznacza pewne ramy.
PJ: A powiedz mi, czy spotkałaś się, no pewnie tak, ale czy takie rozwiązanie, że strony jako załącznik do umowy czy jako tą formułę ceny załączają aktywny formularz Excela i to jeszcze z przekładem opisującym przy pewnych wartościach, jaki ten wynik powinien mieć i który tam element na co wpływa. Czy to ułatwia pracę, czy tak naprawdę to jeszcze nie jest koniec, bo i tak trzeba te wartości, które się podstawia do tej formuły Excelowej, jednak mimo wszystko przyjąć i w tym momencie jest ten ekspert potrzebny, żeby dokonać tego podstawienia.
DK: Znaczy tak, ja nie spotkałam się, przyznam szczerze, z takim aktywnym arkuszem w Excelu.
PJ: Są takie.
DK: Natomiast oczywiście spotkałam się, spotykałam się często z po prostu jakimś wydrukiem z tego Excela, który pokazywał pewnego rodzaju właśnie przykład, obrazujący tę intencję stron, tak? Co strony mają na myśli, jak uważają, podpisując umowę, że ten earn-out powinien być kalkulowany. I to jest pomocne, uważam. To jest pomocne szczególnie, jeżeli przy faktycznym później rozliczeniu pojawiają nam się podobnego typu pozycje, pozycje o podobnej naturze. Natomiast myślę, że nie da się uniknąć konsultacji z takim ekspertem finansowym, dlatego że życie nie zna próżni, ono się toczy, zaskakuje nas często różnymi zdarzeniami, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co jest zresztą główną przyczyną sporów w ogóle, właśnie to, że rzeczywistość wygląda inaczej, niż zakładaliśmy. I trzeba po prostu dokonać takiej oceny, mając na uwadze to, że liczby tak naprawdę opisują pewnego rodzaju zdarzenia biznesowe i powinny je odzwierciedlać, opisywać w sposób jak najlepszy.
PJ: Tam jest jeszcze taki element a propos zmiany, o której wspominałaś, zmiany zasad rachunkowości w trakcie tego okresu badanego, który podlega ocenie.
DK: Oczywiście.
PJ: I to jest kolejny element, który pewnie trzeba zwrócić uwagę na niego.
DK: Zdecydowanie. Znaczy, tutaj też moje doświadczenie jest takie, że często strony umawiają się, że ta EBITDA, która ma być podstawą kalkulacji earn-outu, ona będzie kalkulowana według tych samych zasad rachunkowości, według których przygotowywane było ostatnie sprawozdanie finansowe spółki, na którym strony bazują de facto, podpisując umowę.
PJ: Dużo wynik może się różnić przy zmianie zasad?
DK: Może bardzo się różnić, może się naprawdę bardzo różnić. I to oczywiście zależy od branży, zależy od tego, które z tych zasad się zmieniają, tak?
PJ: Ale dla kreatywnej osoby jest tu pole do popisu.
DK: Myślę, że tak. Myślę, że tak, że tutaj w szczególności ten kupujący, który po transakcji przejmuje kontrolę nad spółką, ma tutaj dosyć dużą taką swobodę wpływania na to, jak ten wynik się ukształtuje na koniec tego badanego okresu.
Porozmawiajmy o pasjach
PJ: Taka bardziej luźna część naszej rozmowy, czyli pasje, czyli to, co cię kształtuje, co cię kręci, co pozwala, że po tych formułach Excelowych wracasz do domu, to jak spędzasz czas?
DK: Ach, tutaj weszliśmy w ciekawy bardzo wątek. Ja jestem miłośniczką podróży. Uważam, że podróże kształcą zdecydowanie bez względu na to, w jakim wieku się podróżuje. Staram się podróżować jak najwięcej, oczywiście w ostatnim czasie jest to utrudnione. Natomiast staram się też odczarowywać takie przekonanie, z którym często się spotykam, że np. dzieci utrudniają podróżowanie, że uniemożliwiają pojechanie w jakieś różne miejsca, zrobienie jakiś różnych rzeczy.
PJ: Mówi mama trzech córek.
DK: Dokładnie tak, dokładnie tak. I myślę, że moje dzieci są, moje córki są idealnym przykładem na to, że podróżować można w każdym wieku i w dowolne miejsce.
PJ: Też zaszczepiasz pasję trochę, tak? Pomysł.
DK: Oczywiście. Znaczy, pasję to jest jedna rzecz, ale druga rzecz – ja mam takie wrażenie, że dzieci potrafią się komunikować dużo lepiej niż dorośli. I tutaj nie ma w ogóle potrzeby posiadania wspólnego języka, takiego mówionego. Przyszedł mi do głowy taki przykład właśnie, kiedy kilka lat temu byliśmy na Sri Lance całą rodziną i moja najmłodsza córka miała wtedy rok, no i tam podróżowaliśmy po całej wyspie, natomiast w jednym z miejsc, w których nocowaliśmy, spotkaliśmy chłopca takiego mniej więcej 5-6-letniego może i oni się cudownie bawili. Wszyscy naprawdę się cudownie bawili, mimo że w ogóle nie rozmawiali w swoich językach. Co więcej, cudownie bawili się jedną jedyną zabawką tego chłopca, którą był taki mały samochodzik. I to pokazuje też, w jak różnych warunkach dzieci na całym świecie żyją. Ja myślę, że ta wrażliwość, którą budujemy w dzieciach dzięki tego typu doświadczeniom, jest bezcenna, tak naprawdę. Żeby jakby dostrzegać świat w całej jego różnorodności, nie tylko przez pryzmat własnego pokoju. I wtedy też ten nasz pokój wypełniony zabawkami zaczyna nabierać innego znaczenia. Zaczynamy go trochę bardziej doceniać.
PJ: Czekają dzieci na kolejny wyjazd?
DK: Bardzo, bardzo. Szczególnie teraz, w tym naszym okresie takim trudnym, wiadomo, dla wszystkich. My jesteśmy taką rowerową trochę rodziną, już mamy jeden wyjazd taki dłuższy rowerowy za sobą i teraz myślimy o kolejnym. To taka wycieczka, znaczy jeszcze nie mogę jej polecić, ale na razie [śmiech]…
PJ: No dobrze, zapytamy przy okazji kolejnych spotkań. Mamy też pewne wspólne pasje albo przynajmniej ja to tak je traktuję jako pasje: narciarstwo oraz żeglarstwo. O czym chciałabyś porozmawiać?
DK: No to może, no to może żeglarstwo w takim razie, bo to chyba tobie bliższy temat.
PJ: No, ja nie wiem.
DK: Nie, nie wiesz?
PJ: Znaczy: lubię, ale nie wiem, czy też bym ponad narciarstwo postawił.
DK: Bo miałam wrażenie, że narciarstwo jest naszym wspólnym tematem głównie przez pryzmat naszych dzieci.
PJ: No tak, tak. Który klub warszawski…, narciarski [śmiech]…
DK: Dokładnie: który klub narciarski i gdzie, które zawody itd. No tak, tak. Myślę, że oboje chyba żyjemy tutaj narciarstwem i Maryną Gąsienicą [śmiech].
PJ: Trzymamy kciuki za kolejny sukces.
DK: Trzymamy kciuki, zdecydowanie!
PJ: Czyli na Górce Szczęśliwickiej można…
DK: Można nas spotkać.
PJ: Młodego człowieka.
DK: Tak, jesteśmy. Zdecydowanie bardziej wolimy bywać, jak jednak jest śnieg, bo ten igielit…
PJ: No, ma swoje ograniczenia.
DK: Tak, ma swoje ograniczenia, dokładnie, ale tak, jesteśmy, bywamy tam.
PJ: No dobrze. To żeglarstwo w takim razie.
DK: Żeglarstwo u mnie amatorsko, z tego co tutaj już ustaliliśmy przed programem to ty chyba dużo bardziej profesjonalnie w tym obszarze działasz. U mnie zupełnie amatorsko, moja taka też przygoda z żeglarstwem się rozpoczęła dość późno w sumie, bo na studiach. I ogranicza się właściwie do tutaj naszych akwenów polskich, czyli głównie do Mazur. W tej chwili tak naprawdę miałam długą, długą przerwę w tym żeglarstwie i tak naprawdę w zeszłym roku zdarzyło mi się córki moje właśnie zabrać na łódkę, gdzie byłam ja i one tylko, i one musiały, że tak powiem, spełniać tutaj różne funkcje. No było to takie, powiem szczerze, trochę stresujące przeżycie jednak mimo wszystko.
PJ: Ale sterowałaś, byłaś sternikiem?
DK: Tak, no ja byłam właściwie wszystkim. Byłam: kapitanem, sternikiem…
PJ: Żeglarzem, okrętem…
DK: No, okręt był, okręt był. Była to co prawda zwykła Omega, ale dużo to nam dało radości, ale też dla mnie było to dużo stresu, dlatego że, tak jak powiedziałem, byłam sama z dziewczynami moimi, więc one też musiały siłą rzeczy pewne funkcje na tej łódce wykonywać, a chyba nie przećwiczyłyśmy tego wystarczająco dokładnie przed wypłynięciem. Ale polecam, każdemu polecam.
PJ: Ale udało się!
DK: Udało się. Wypłynęłyśmy, popływałyśmy, wróciłyśmy całe i zdrowe, tak że tak, udało się. Polecam każdemu, bo osobiście uważam, że żeglarstwo to jest akurat taki…
PJ: W szczególności, że mamy Mazury w Polsce, co jest takim dość dobrym miejscem do nauki pływania i do spędzania czasu.
DK: Tak, tak i to jest, ja uważam też, że to jest taki bardzo rodzinny sport po prostu. Zresztą podobnie jak narty, szczerze mówiąc. To jest chyba taka cecha obu tych sportów, którą ja sobie bardzo cenię, bo one pozwalają po prostu w aktywny sposób na świeżym powietrzu spędzać czas bez ograniczeń wiekowych, że tak się wyrażę, i to jest wspaniałe.
PJ: Wymieniłaś również fotografię jako ten element, który lubisz. Czy to jakoś z poprzednimi pasjami wiąże się, z podróżami?
DK: No to się wpisuje nieodłącznie właściwie we wszystkie te obszary, które mnie tutaj pasjonują. Natomiast również jest to amatorska fotografia, bardziej zabawa trochę z tym aparatem, tak że tak. No myślę, że dla mnie fotografia jest też właśnie takim sposobem uchwycenia momentu, tak? Pewnych takich chwil, które są, mijają i później tak naprawdę dzięki tym zdjęciom można do nich, można do nich tak fajnie wrócić.
PJ: Czy w zimowe wieczory przy przysłowiowym kominku zasiadacie rodzinnie i przeglądacie album z danego roku czy z danej wyprawy rowerowej?
DK: Niestety nie, niestety nie. Muszę powiedzieć, że, znaczy zdarza nam się to, zdarza nam się to czasami. Natomiast nie mam jeszcze dobrego patentu na to.
PJ: To ja podpowiadam, zapożyczone od znajomej: wydają co roku rodzinny album taki, w formie fotoksiążki. Jeden tom to jeden rok z życia rodziny. Super to się ogląda, nawet dla osób, które są jakby obok. Natomiast to jest taka fajna pamiątka potem. W szczególności, że one są takie jakby w tym samym formacie, jak się ustawi na półce to taki jest, ciągłość widać.
DK: Świetny to jest pomysł, powiem szczerze. Moja trudność, bo ja taki pomysł gdzieś mi przemknął przez głowę jakiś czas temu, moja trudność polega na tym, że mam po prostu za dużo zdjęć, my mamy po prostu za dużo zdjęć i sam proces przeglądania tych zdjęć i wybierania tych kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu do takiej książki…
PJ: To na pewno można w Excelu zrobić.
DK: [śmiech] No, dobrze! Trzymam cię za słowo! Czekam na instruktaż!
PJ: Nie, ja trochę tutaj żartuję, ale z drugiej strony mam przed oczami swojego wykładowcę z Koźmińskiego, pana profesora, który w Excelu potrafił wszystko zrobić łącznie z prezentacją a la PowerPoint, tak że myślę, że wezwanie by podjął.
DK: No tak. To ja, że tak powiem, chętnie skorzystam tutaj z doświadczeń i z takich najlepszych praktyk w tym zakresie, bo borykam się z tym, nie ukrywam.
Autorski Słownik Transakcyjny
DK: Ja zastanawiałam się nad tym, jaką to cegiełkę mogłabym dodać do tej zacnej idei.
PJ: Bardzo proszę.
DK: Przyszła mi do głowy, przyszedł mi do głowy taki akronim jakby z języka angielskiego, ale myślę, że właśnie takie powiązane z transakcjami, obrazujące trochę takie najlepsze praktyki, moim zdaniem, w zakresie transakcji i to by było takie hasło: KUT przez “k” na początku: know your asset, understand your client and talk to your team. I myślę, że te trzy elementy są takimi ważnymi z perspektywy szczególnie doradcy elementami w każdej transakcji. Know your asset, czyli po prostu poznaj ten przedmiot transakcji, tak nieładnie.
PJ: Tak to ładnie prawnicy określają, nieładnie. Ten target, tak zwany. Brzydkie słowo.
DK: Brzydkie słowo. Tak, wiem. Trzeba naprawdę postarać się zrozumieć, moim zdaniem, co my kupujemy, gdzie są te kluczowe elementy wartości. I tutaj ważny jest też taki wątek, w sumie jeszcze o nim nie rozmawialiśmy, ale ten wątek właśnie, gdzie tą wartość widzi kupujący i sprzedający, bo w zależności od tego kim jest ten nasz kupujący i sprzedający, to on może zupełnie inaczej tę wartość postrzegać. I tutaj przechodzimy właśnie do tego drugiego punktu, czyli understand your client, i to jest z perspektywy doradcy, myślę, kluczowe, bo zupełnie inne cele, zupełnie inne obawy, zupełnie inne ryzyka identyfikuje klient, którym jest, nie wiem, przedsiębiorca sprzedający dorobek całego swojego życia, a zupełnie inne spojrzenie na transakcję i na ryzyka z nią związane ma fundusz private equity, dla którego jest to trzecia transakcja w danym roku. Więc myślę, że to właśnie zrozumienie potrzeb klienta, trochę spojrzenie na transakcję jego oczyma to jest druga taka bardzo ważna rzecz. No i trzecia kwestia, czyli talk to your team members, to your team, to jest kwestia komunikacji, która wydaje mi się być podstawą w ogóle w życiu i we wszystkich aspektach życia, natomiast w transakcjach szczególnie. To jest to, o czym rozmawialiśmy chwilę przy okazji tego projektu, o którym opowiadałam. I ta komunikacja, to, żeby wszyscy faktycznie dzielili się ze sobą swoimi przemyśleniami, doświadczeniami, swoją wiedzą to jest kolejna, kolejna rzecz, myślę, bardzo ważna dla powodzenia transakcji.
PJ: Trochę rola dla menedżera czy osób prowadzących transakcję i po stronie klienta, i po stronie doradców, aby zapewnić taką możliwość przepływu tych informacji i analizy.
DK: Tak, tak. Myślę, że to jest bardzo ważne, bardzo ważne, bo to najgorsza rzecz, która może się wydarzyć to, że każdy gdzieś tam w zaciszu swojego biurka i komputera…
PJ: Zrobił dobrze robotę…
DK: Tak, o której nikt nie wie i brakuje gdzieś takiego często, wydaje mi się, połączenia wszystkich tych wątków i zabrania tego, patrzenia też jak one między sobą, jakie są między nimi relacje, tak? Jak one na siebie wpływają.
PJ: Pełna zgoda. Czy chciałabyś zadać naszym słuchaczom jakieś pytanie? Albo zadanie, albo coś podzielić się.
DK: Tak, jak najbardziej. Dla mnie jako takiej osoby z zacięciem finansowym to jest taka też dobra okazja do tego, żeby podpytać wszystkich państwa o właśnie takie obszary transakcji czy też takie obszary posttransakcyjne, w których państwo dostrzegacie taką kluczową rolę właśnie doradcy finansowego, czyli takie obszary transakcji, gdzie ta rozmowa, konsultacja z kimś kto posiada ekspertyzę w zakresie finansów, jest państwa zdaniem szczególnie cenna, szczególnie wartościowa i potrzebna.
PJ: Bardzo dziękuję. Dziękuję również za rozmowę, za to, że przyjęłaś zaproszenie i mieliśmy okazję się spotkać.
DK: Było mi niezwykle miło. Dziękuję serdecznie.
Na “Transakcje z pasją” zaprosił Piotr Jackowski.