Transakcje z pasją: Ochrona danych osobowych w transakcjach M&A

Michał Kluska

Sezon 1
6 maja 2021 r.
S01E03

W Transakcjach z pasją zapraszam na spotkanie z Michałem Kluską.

W programie, m. in.:

  • Co łatwiej jest kupić z punktu widzenia RODO – udziały/akcje spółki czy jej przedsiębiorstwo
  • Zanim badanie się zacznie… czyli kilka słów o umowach z dostawcami VDR oraz przygotowaniu dokumentów do badania – na co koniecznie należy zwrócić uwagę
  • O czym warto pamiętać po zakończeniu transakcji

a także:

  • Szlaki Annapurny i ścieżki rowerowe w Polsce i na świecie
  • Jak szybko można zjechać z góry na rowerze i dlaczego ubezpieczyciele nie powinni tego słuchać
  • Pancerne szczupaki z Rugii
  • Czy da się odtworzyć jedocześnie ten sam utwór na 5 telefonach

Autorski Słownik Transakcyjny: Mistrz Yoda i Zasada Dwóch

Transkrypcja

Piotr Jackowski (PJ): Przy mikrofonie Piotr Jackowski. Dzień dobry państwu. Zapraszam na „Transakcję z pasją”.

 

O tym dlaczego dzisiejszą audycję nagrywamy w sobotę o godzinie 8 rano, postaram dowiedzieć się w trakcie jej trwania od mojego gościa, Michała Kluski. Michał jest adwokatem posiadającym 13-letnie doświadczenie zawodowe, jest counselem w kancelarii Romański Zakrzewski Palinka oraz członkiem Zespołu Ochrony Danych Osobowych tych kancelarii. Michał jest również jednym z założycieli oraz prezesem Stowarzyszenia Praktyków Ochrony Danych, a prywatnie szalenie miłym człowiekiem, obdarzonym dużym poczuciem humoru i licznymi pasjami.

 

Transakcyjne DNA

 

Cześć, dzień dobry, witaj.

 

Michał Kluska (MK): Cześć, Piotrze.

 

PJ: Opowiesz nam coś o sobie, o swojej drodze zawodowej, o tym DNA?

 

MK: Chyba już nie mam wyboru, skoro się spotkaliśmy w sobotę o 8:00. Bardzo dziękuję za zaproszenie do twojego programu. Ten wybór chyba nie jest aż tak oczywisty, ponieważ ja na co dzień nie jestem prawnikiem transakcyjnym. Niewątpliwie współpracuję przy transakcjach w bardzo różnym charakterze. Natomiast nie jest to mój główny obszar aktywności zawodowej. To, co obserwuję i z czego się niezmiernie cieszę, to fakt, że dane osobowe zyskały niezwykle na istotności i wartości w kontekście przeprowadzonych transakcji i to, że ta świadomość zaangażowania prawnika, specjalisty z zakresu danych osobowych jest niemal tak samo istotne jak inne podstawowe elementy – prawo pracy, podatki czy chociażby kwestie środowiskowe. Więc dziękuję, cieszę się, mam nadzieję, że to będzie ciekawa rozmowa.

 

PJ: Spróbujmy uzasadnić jednak twoją transakcyjną przeszłość.

 

MK: Moja transakcyjna przeszłość nie jest rozbudowana, ale gdy myślę o niej, to jestem… Może nie szczęśliwy, ale mam miłe wspomnienia. Te miłe wspomnienia dotyczą zwłaszcza jednej bardzo dużej transakcji, w której byłem pełnomocnikiem wspólników. Była to transakcja sprzedaży udziałów Nasza Klasa sp. z o.o. do Grupy Onet bardzo wiele lat temu. Ja wtedy byłem na początku w zasadzie swojej pracy zawodowej i trafiło mi się, można powiedzieć, uczestniczenie w takiej transakcji. Robiło to na mnie wówczas bardzo duże wrażenie – to, w jaki sposób ona jest przeprowadzana, jak są przygotowywane dokumenty, ile tych dokumentów jest tak naprawdę. Te podpisy, pamiętam jak dziś, złożyliśmy około 4, 5 rano w atmosferze naprawdę wielkiego święta, że to się udało. Wszyscy byli zadowoleni. Mam zdjęcia jeszcze z tamtego signingu czy closingu, jakkolwiek to nazywacie profesjonalnie. I to jest miłe wspomnienie i też dało mi taką perspektywę, w jaki sposób pracuje taki typowy prawnik transakcyjny. I chyba też wtedy podjąłem decyzję, że to nie jest ta właśnie ścieżka zawodowa konkretna i to nie jest ta specjalizacja.

 

PJ: Uśmiecham się, bo powiedziałeś, że transakcja skończyła się o czwartej nad ranem w atmosferze sukcesu i zadowolenia. Natomiast jakby to też spowodowało, że pomyślałeś, że możesz coś innego robić. Przychodzi mi do głowy taka opowieść o jednej transakcji, w której uczestniczyłem. Po takim właśnie closingu pani asesor naszego zaprzyjaźnionego notariusza zrezygnowała z pracy.

 

MK: No właśnie.

 

PJ: Te wybory dobrze chyba na tym wczesnym etapie dokonywać pod tym względem. Ale dzięki temu stałeś się specjalistą w dziedzinie ochrony danych osobowych. Uchodzisz za autorytet i taką osobę, która bardzo dużo wie na ten temat i ma bardzo duże doświadczenie. Powiedz, co pomogło ci osiągnąć ten sukces?

 

MK: Jest mi niezwykle miło, że tak postrzegasz moją osobę. Natomiast ja nie jestem do końca przekonany, że mogę powiedzieć, że odniosłem jakiś niezwykły sukces zawodowy. Z pewnością są osoby, które w jakiś sposób chciałyby być na moim miejscu, natomiast ja mam wrażenie, że w dalszym ciągu bardzo wiele jest jeszcze do zrobienia, do poprawy i ta ścieżka zawodowa w dalszym ciągu się dopiero rozwija. Tutaj nie ma takiego poczucia osiadania na laurach i przysłowiowego odcinania kuponów. To, co myślę, że mi pomogło, to jest przede wszystkim wyciąganie wniosków z błędów, porażek, a tak naprawdę życie zawodowe nie składa się wyłącznie z samych sukcesów. Więcej jest raczej tych takich szarych, przeciętnych dni ,więc wyciąganie wniosków z tych zdarzeń niewątpliwie. Obserwowanie lepszych od siebie – to jest taki drugi istotny punkt. W swoim życiu zawodowym miałem przyjemność pracować z bardzo różnymi ludźmi, na różnych szczeblach, na różnych etapach tego rozwoju. Obserwowanie warsztatu ich pracy, to, w jaki sposób prowadzą rozmowy z klientem, w jaki sposób piszą – to jest wspaniała lekcja i trzeba czerpać zdecydowanie od lepszych od siebie. Nie naśladować ich, lecz czerpać. I myślę, że są jeszcze dwa punkty. To jest kwestia lidera, szefa, osoby, która kieruje w jakiś sposób twoim życiem zawodowym plus zgranego zespołu. To są dwie takie wartości, które pozwalają prawnikowi się rozwijać najlepiej i za to jestem wdzięczny. Ostatnią kwestią, która prawdopodobnie powinna być pierwsza tak naprawdę, to są klienci, bo bez tych klientów, bez ich zaufania i bez kierowania do nas tematów interesujących, wymagających i bardzo często przełomowych, my byśmy się również nie mieli szans w ogóle rozwinąć. Prawnik, który próbuje zrobić coś abstrakcyjnie, nigdy nie poczuje tego, jak wygląda faktycznie… Bo to nie musi być zawsze duży temat, ale taki, który będzie stanowił dla niego wyzwanie intelektualne. Fajnie, jeżeli od czasu do czasu mamy przyjemność pracować właśnie na takich projektach. I myślę, że te cztery czynniki powodują, że możemy w jakimś zakresie mówić o odnoszeniu sukcesu, a może nawet bardziej o jakiejś satysfakcji zawodowej z tego, w jaki sposób się doradza, pomaga klientom.

 

PJ: Spróbuj wyobrazić sobie siebie, Michała, w momencie, kiedy kończy studia albo jesteś powiedzmy na ostatnim roku, bo część młodych prawników już w trakcie studiów przecież rozpoczyna swoją praktykę zawodową, co jest pewnie bardzo ważnym elementem potem kształtującym te osoby. Jakie rady dałby sobie wtedy, mając te kilkanaście lat doświadczenia?

 

MK: O matko… Ja też jestem takim przykładem, który bardzo szybko zaczął zdobywać różnego rodzaju doświadczenia, bo nie chcę powiedzieć, że ta kariera się rozpoczęła jakoś wcześnie, bo to zbyt duże słowo. Ja swoje pierwsze praktyki w kancelariach odbywałem po drugim roku studiów. To były głównie kwestie odszkodowawcze, windykacyjne, czyli gdzieś taka ścieżka, żeby zobaczyć jak wygląda ten sektor. Wspomniałeś o piątym roku. Na piątym roku już pracowałem w kancelarii i to w taki sposób regularny. Myślę, że z rad – jeżeli w ogóle mogę komukolwiek radzić, młodszym koleżankom, kolegom – to z mojej perspektywy nie powinniśmy przede wszystkim porównywać się do innych osób. Tutaj każdy powinien szukać własnej ścieżki, nie dążyć do jednego tylko modelu. Zawód prawnika ma bardzo różny wymiar i w różny sposób można go wykonywać. Nie każdy musi być Harvey’em Specterem, pracować w olbrzymiej kancelarii, przy olbrzymich transakcjach za, daj Boże, olbrzymie pieniądze. Bo to nie o to chodzi. To poszukiwanie własnej ścieżki w tym zawodzie uważam, że jest niezwykle ważne. Tak samo coś, co mi pomogło i czego w dalszym ciągu się uczę, to jest kwestia cierpliwości i konsekwencji. Ja pamiętam siebie w tamtych latach i raczej na początku ścieżki zawodowej my chcemy bardzo szybko dojść do jakiegoś poziomu. Wydaje nam się. Że wiemy wszystko, umiemy wszystko. I z czasem nabywamy pewnej pokory. Więc ta cierpliwość i konsekwencja w dochodzeniu czy obieraniu ścieżki zawodowej myślę, że dla młodego prawnika jest niezwykle ważna. I ostatnia rzecz to jednak mimo wszystko próbowanie różnych sektorów, rozwiązań, pomysłów. Ja, owszem, dzisiaj zajmuję się ochroną danych osobowych i to jest jak gdyby mój główny obszar od wielu lat. Natomiast i też skończyłem studia podyplomowe z zakresu podatków, żeby rozumieć świat podatków, i przez kilka lat zajmowałem się zamówieniami publicznymi z jakimiś tam powiedzmy mniejszymi lub większymi sukcesami, i próbowałem rozkręcać swoją kancelarię. Więc tych elementów takich, które doprowadziły mnie dzisiaj do DZP, do tego miejsca, w którym jestem, było po drodze bardzo wiele. I myślę, że takie szukanie też pomysłu na siebie, próbowanie i oglądanie tego świata z kilku stron, jest niezwykle cenne dla młodego prawnika.

 

Transakcyjny punkt widzenia

 

PJ: Ponieważ jest to jednak audycja dotycząca transakcji, to chętnie dowiem się od ciebie, jak ochrona danych osobowych wygląda w procesach transakcyjnych z twojej perspektywy. Michał, czy widzisz jakąś zmianę w podejściu do danych osobowych przed i po wprowadzeniu RODO? W kontekście transakcyjnym oczywiście.

 

MK: Widzę olbrzymią zmianę. Olbrzymią, olbrzymią. Z tego względu, że faktycznie patrzę, w jaki sposób my, nasz zespół, Zespół Ochrony Danych Osobowych był angażowany w procesach transakcyjnych przed sławetnym 25 maja 2018 roku i po tej dacie. Czyli to jest data stosowania rozporządzenia ogólnego o ochronie danych osobowych. Zdecydowanie przed tą magiczną datą obszar ochrony danych osobowych przy transakcjach uważam, że nie był pierwszym lub top3 wyborem, jeżeli chodzi o obszary, które podlegają badaniu, weryfikacji i wpływają w jakiś sposób na kształt i umów, i kwestii odpowiedzialności SPA, rep-ów, etc.

 

PJ: Trochę to zależało od branży, od przedmiotu badania.

 

MK: Zgadza się.

 

PJ: Bo w niektórych typach transakcji albo w zasadzie u niektórych klientów to była podstawowa jednak kwestia, którą badaliście.

 

MK: Jasne. I oczywiście tam to było badane. A teraz, nawet jeżeli jest to fabryka, zakład produkcyjny, cokolwiek, gdzie tym podstawowym czynnikiem i assetem nie są dane osobowe, ale też trudno od nich uciec, bo występują w zasadzie w każdym biznesie, to również jesteśmy włączani w te procesy jako ochrona danych osobowych. Ta różnica jest diametralna i też pokazują sprawy, które dzieją się wokół nas na świecie. Mam tu na myśli sprawę Marriotta i kary brytyjskiego organu. Marriott, który przejął sieć Starwood, niewątpliwie po badaniu, mimo wszystko za jakiś czas wyszło, że systemy, które zostały przejęte, miały błędy, dziury, za które ostatecznie odpowiedzialność poniósł Marriott, czyli ten nabywca. I to były niebagatelne kwoty. A zatem również rynek dostrzegł, że obszar ochrony danych osobowych przy transakcjach ma niebagatelne znaczenie.

 

PJ: Ja mogę potwierdzić, że znaczenie RODO i osób, które znają się na ochronie danych osobowych w transakcjach, rośnie, bo też mamy gorącą linię czasami z Michałem, jak prowadzimy jakąś transakcję i czasami nawet wieczorem trzeba coś szybko skonsultować, bo tego wymaga sytuacja i tempo transakcje, bo do tego się, tak jak też Michał na początku mówił, trzeba przyzwyczaić. Co łatwiej jest kupić, z punktu widzenia RODO – udziały, akcje spółki czy przedsiębiorstwo?

 

MK: Zdecydowanie łatwiej akcje, udziały w spółce aniżeli przedsiębiorstwo, dlatego że w przypadku tak zwanego share deala, czyli właśnie tam, gdzie mamy akcje i udziały, nie mamy tych wszystkich zastanawiań, rozważań i jakichś pytań dotyczących tego, czy jakaś zgoda przeszła, nie przeszła, jak wygląda kwestia odpowiedzialności, etc. Bo podmiot zostaje ten sam, zmieniają się co najwyżej akcjonariusze czy udziałowcy. A zatem z mojej perspektywy ten administrator, ten właściciel tych danych, ten core pozostał ten sam, tylko ktoś inny nim zarządza. Więc z tej perspektywy jest to dużo łatwiejsze dla mnie jako prawnika z zakresu ochrony danych osobowych. W przypadku natomiast przedsiębiorstwa zawsze powstają pytania i zawsze mamy te pytania – co z bazą, co z bazą mailingową, co z bazą pracowników, które przechodzą na jakiej zasadzie, czy jest kontynuacja, czy nie ma kontynuacji, czy trzeba spełniać ponownie obowiązek informacyjny. To jest faktycznie dalece trudniejsze. Ostatnio też natrafiłem, to znaczy pomagałem przy transakcji, która była absolutnie niestandardowa, bo to nabycie było od syndyka i również aspekt danych osobowych wchodził w grę. Trzeba było się zastanowić tak naprawdę, jakie obowiązki z rozporządzenia przy tego typu transakcji, dosyć specyficznej, mają zastosowanie. Więc tu jest bardzo duży, wydaje mi się, koloryt. I jeszcze chwilę potrwa zanim się ustandaryzuje podejście w zakresie danych osobowych do danego typu transakcji. Myślę, że jesteśmy na etapie dopiero wykuwania się pewnej praktyki, w jaki sposób podchodzić do transakcji – jej typ versus dane osobowe.

 

PJ: To, o czym do tej pory rozmawialiśmy, to była sytuacja, kiedy my jako doradcy reprezentowaliśmy czy pomagaliśmy, czy doradzaliśmy stronie kupującej. Czasami również występujemy jako doradca sprzedającego. Jak to się ładnie mówi, jesteśmy po sell side. Wtedy też dochodzą pewne obowiązki związane z ochroną danych osobowych, chociażby zapewniając data room. W tej chwili te data roomy w zasadzie standardem jest, że są w przestrzeni wirtualnej, czyli w większości wypadków korzysta się z usług profesjonalnych dostawców – znowu ładne słowo – providerów tych wirtualnych data roomów. I żeby umieścić dokumenty klienta z pełną odpowiedzialnością w chmurze i dać dostęp badającym czy doradcom drugiej strony, to trzeba podpisać umowę z tym dostawcą. Powiedz, co tam mogą być za miny albo na co należy zwrócić uwagę przy tego typu umowach.

 

MK: To ja bym chętnie w ogóle rozszerzył to twoje pytanie, Piotrze, dlatego że trzeba w ogóle wyjść od samego procesu przygotowywania dokumentacji, która w kolejnym kroku zostanie przekazana do badania. Mamy w rozporządzeniu sześć zasad. Jedną z tych zasad takich zupełnie podstawowych jest kwestia minimalizacji danych, adekwatności, celowości. Zawsze sobie możemy zadać pytanie, czy badamy umowę o pracę w odniesieniu do konkretnego Kowalskiego, czy badamy pewien standard postanowień, które przedsiębiorca stosował. Najczęściej badamy pewien standard. Nie interesuje nas czy jest to umowa tej czy innej osoby. A zatem umieszczając takie dokumenty w VDR, przygotowując te dokumenty, już na tym etapie powinniśmy zadbać o to, aby nie znajdowały się w nim informacje, które nie są istotne z perspektywy samego badania, a następnie transakcji.

 

PJ: No dobrze, ale czasami właśnie zależy nam na zbadaniu umowy o pracę konkretnej osoby czy grupy osób, które są albo członkami zarządów, albo tymi kluczowymi pracownikami, na których pozostaniu nam zależy, w szczególności w zakresie zakazu konkurencji albo długości obowiązywania umów. Różne parametry są, które są istotne z punktu widzenia przygotowania transakcji.

 

MK: Mieliśmy ostatnio taką sytuację, gdzie zależało naszemu klientowi na weryfikacji konkretnych umów z konkretnymi osobami, ze względu na strategiczny charakter tych osób i funkcję, którą wykonywały w spółce. Druga strona transakcji, zasłaniała się przepisami rozporządzenia. To jest takie słynne „Nie, bo RODO. Nie mogę ci tego dać, bo rozporządzenie mi na to nie pozwala”. To jest też nieprawda, ponieważ kontynuując wywód o samym rozporządzeniu, są w nim przepisy, które w uzasadnionych przypadkach – a niewątpliwie to był uzasadniony przypadek i on był uzasadniony interesem kupującego – które pozwalają w tym przypadku sprzedającemu na przekazanie tych umów włącznie z danymi osobowymi stron tych umów. A zatem ja mówię o pewnej zasadzie. Zasadą jest ta adekwatność, minimalizacja, od której mogą być wyłomy w uzasadnionych przypadkach. I oczywiście to się odpowiednio też dokumentuje. I też na przykład zrobiono w tej transakcji tak, że pokazano te konkretne dokumenty już temu jednemu wybranemu potencjalnemu kupującemu na etapie chwilę przed zawarciem umowy. Czyli nie wszyscy na tym pierwszym etapie mieli dostęp od razu do pełnej dokumentacji.

 

PJ: No tak, to jest jeden z pomysłów, jak sobie z tym poradzić, czyli robimy taką część „Red” czy w jakiś sposób oznaczony i dostęp do niej mają te osoby, które już złożyły oferty wiążące albo są bliscy podpisania, albo mają okres, w którym mogą tylko oni negocjować dokumenty, albo wręcz jest to element tak zwanego confirmatory due diligence, czyli takiego procesu, w którym się potwierdza te znaleziska już w zasadzie na tym ostatnim etapie.

 

MK: OK. Ale pytałeś o VDR tak naprawdę. Tak jak ja przeglądam regulaminy różnych providerów w tym zakresie, to w zdecydowanej większości… Chyba nie natrafiłem nigdy na providera, który nie miałby takich postanowień. To jest standardowa sytuacja taka jak w innych obszarach. Jeżeli ja jako administrator dzielę się danymi osobowymi lub przewiduję, że podzielę się danymi osobowymi z innym zewnętrznym podmiotem, w tym przypadku takim providerem, to zawieram z nim umowę powierzenia danych do przetwarzania, tak zwany DPA – Data Protection Agreement. Te postanowienia najczęściej w przypadku providerów są albo załącznikami, albo są zaszyte w samych regulaminach świadczenia takiej usługi. My to oczywiście weryfikujemy, bo zawarcie takiej umowy, również przez kliknięcie tego regulaminu przy konfiguracji, ma swoje skutki prawne i sama umowa musi być poprawna, musi mieć wszystkie elementy wynikające z odpowiednich przepisów rozporządzenia. Patrzymy na kwestię odpowiedzialności, bo to niewątpliwie w tym obszarze jest bardzo ważny aspekt. Tu jestem spokojny. Ten element jest zadbany przez rynek. Providerzy dostrzegli ten element i go w porę zabezpieczyli.

 

PJ: Wracając do bycia po stronie kupującego, czyli jesteś teraz znowu doradcą strony kupującej, to czego wy tam dziewczyny i chłopaki, szukacie w tych kwitach?

 

MK: Ha ha, prawdy. Prawdy, obiektywnej prawdy. Nie wiem do końca jak jest w innych obszarach, bo nie pracuję w nich, natomiast z mojej perspektywy… Ja z reguły potrzebuję zobaczyć około 20, 25, czasami 30 dokumentów. To jest dużo. Jeżeli przedsiębiorca faktycznie ma wszystko, co powinien mieć, aby wykazać stosowanie rozporządzenia zgodnie z zasadą rozliczalności, a pamiętajmy, że jesteśmy w RODO, w prawie administracyjnym, gdzie to my wykazujemy swoją zgodność z przepisami, to tych dokumentów jest dużo. Jak porównuję z innymi obszarami, to widzę, że tak naprawdę prawo pracy gdzieś jest porównywalne – z tych takich powszechnych obszarów, które się bada – co do ilości dokumentów. Więc najczęściej wychodzimy od rejestru czynności przetwarzania, jakiś ogólny dokument dotyczący tak zwanej polityki bezpieczeństwa. Obserwujemy, badamy instrukcje różnego rodzaju – instrukcje zarządzania kontrahentami, instrukcje zawierania umów, etc. Jest to cała długa lista, natomiast problem jest taki, że w tej chwili największe ryzyko, jeżeli chodzi o transakcje i obszar ochrony danych osobowych, może nie być do wyczytania z dokumentów. To znaczy, że na poziomie dokumentów wszystko się zgadza, są one aktualne, przedsiębiorca, ten nasz target, naprawdę rzetelnie przyłożył się do rozporządzenia, prowadzi wszystkie rejestry – rejestr osób upoważnionych, rejestr osób, które korzystały z praw, rejestr naruszeń, etc.

 

PJ: Tylko że w tych rejestrach jest na przykład jeden wpis albo go nie ma, czyli zastosowanie może być istotne.

 

MK: Tak, dokładnie. I dzisiaj największym ryzykiem tak naprawdę są z mojej perspektywy przemilczane naruszenia. Czyli mieliśmy jakiś incydent i zarząd podjął decyzję „Nie wpisujemy tego, nigdzie nie odnotowujemy, zakopujemy pod ziemię”, patrz: Marriott. I my nie znajdziemy czegoś, czego nie ma.

 

PJ: No dobrze, ale trzeba umieć zadać pytanie w takim razie.

 

MK: Zgadza się. Po trzech latach… My mamy to szczęście, że w ramach Zespołu Ochrony Danych Osobowych rocznie obsługujemy około 200 klientów. To jest duża masa, która pozwala nam mieć jakiś ogląd tego, co się na rynku dzieje. I z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że nawet niewielki podmiot po trzech latach stosowania rozporządzenia na przykład takiego rejestru naruszeń dzisiaj nie powinien mieć pustego. Bo to znaczy, że albo jest mistrzem świata i nie popełnia żadnych błędów. To jest niemożliwe. Raczej nie ma tej wiedzy i świadomości, że w ogóle powinien cokolwiek tam odnotować. Więc to jest pierwszy obszar. Drugi obszar to są skargi nas, osób fizycznych do Urzędu Ochrony Danych Osobowych, bo takie skargi niestety procedowane mogą być latami. My nawet przez kilka miesięcy możemy o tym nie wiedzieć, że taka skarga dotycząca przeszłości została złożona, bo dzisiaj takie, a nie inne terminy są, jeżeli chodzi o rozpatrywanie takich pism przez Urząd Ochrony Danych Osobowych. I może dwa ostatnie punkty, a one są już widoczne, bo one z reguły mają swój ślad w dokumentacji, to są kwestie postępowań już prowadzonych przez Urząd i postępowań prowadzonych przez wojewódzkie sądy administracyjne w efekcie jakichś kontroli czy decyzji negatywnej i nałożenia kary. Więc poza dokumentami, my korzystając ze swojego doświadczenia, patrzymy tak naprawdę głębiej, próbując antycypować, co jeszcze target może mieć za uszami i wtedy odpowiednio sterujemy pytaniami tak, aby tę informację możliwie szybko wydobyć.

 

PJ: Wspominałeś, że potrzebujesz zapoznać się z 20, 30 dokumentami. To tłumaczy w jakiś sposób, dlaczego listę do due dilligence sławne na 20, 30, 40 stron pytań, skąd ta liczba dokumentów tam się bierze. No dobrze. To udało nam się zbadać. Szczęśliwie o tej czwartej rano z sukcesem podpisaliśmy umowę. I co później? Czy tutaj rola osoby, która specjalizuje się w ochronie danych osobowych, się kończy, czy jest jeszcze coś do zrobienia po transakcji?

 

MK: Jest, zdecydowanie i to w zależności od typu transakcji, bo od tego wyszliśmy, różna aktywność i różna potrzeba współpracy z nami się pojawia. Bo w sytuacji, w której mówimy tak naprawdę o nabyciu udziałów czy akcji, to wydaje się, że podmiot zostaje ten sam. Tożsamość administratora nam się nie zmieniła, mamy co najwyżej innego wspólnika. Super. Tylko ta spółka wchodzi do naszej jakiejś większej struktury. My mamy swoje procedury, swoje instrukcje, swój sposób prowadzenia rejestrów. Ten podmiot może mieć zupełnie odmienne, więc jednym z takich pierwszych kroków w przypadku tego typu transakcji jest uwspólnienie tej dokumentacji. To się też dzieje z pewnością na innych obszarach – obszarach księgowych, podatkowych czy prawa pracy. To jest dosyć standardowa rzecz. Ona powinna obejmować również obszar ochrony danych osobowych, ponieważ jest potrzebna tutaj jednolitość co do podejścia, co do interpretacji. Bez tej jednolitości będzie nam bardzo trudno zarządzać obszarem tak zwanego RODO. To jest pierwsza rzecz. Jeżeli transakcja dotyczyła nabycia przedsiębiorstwa, czyli to z mojej perspektywy trudniejszy sposób, to również na tym etapie owszem, nie ma już żadnych obowiązków aktualizacyjnych, jeżeli chodzi o Urząd Ochrony Danych Osobowych, bo w przeszłości takie obowiązki były. One dotyczyły zgłaszania zbiorów danych. Dzisiaj od trzech lat już tego nie ma. Ale niewątpliwie pozostaje kwestia co najmniej aktualizacji obowiązku informacyjnego, czyli przygotowania nowej treści, zmienionej treści, zaplanowania całej wysyłki, dotarcia z tą komunikacją do podmiotów danych, czyli do osób, których dane są przetwarzane. I jest to chociażby działanie, które ma swój termin. Przepisy wymagają od nas podjęcia takiej aktywności niezwłocznie, nie później niż w terminie 30 dni. A zatem to jest coś, co w kalendarzu i w takim planie po samej transakcji powinno być uwzględnione.

 

Porozmawiajmy o pasjach

 

PJ: Michał, myślę, że to jest dobry moment, żeby spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego spotkaliśmy się w sobotę o 8 rano.

 

MK: Po pierwsze, ktoś może odnieść wrażenie, że nie do końca jesteśmy normalni. I chyba też coś w tym będzie. Chyba lubimy swoją pracę i życie zawodowe, skoro jesteśmy w stanie w sobotę o 8 rano na ten temat rozmawiać. Ale prawda jest inna. Wykorzystałeś to, że przyjechałem do stolicy w celach pasji, w celach rowerowych. Mam dzisiaj zamiar pokonać całkiem niezły dystans w towarzystwie mojego kolegi, a przy okazji spotkaliśmy się i rozmawiamy. Więc można powiedzieć, że pasja spowodowała, że się spotkaliśmy i mamy szansę porozmawiać.

 

PJ: A jaki to jest typ rowerów? Bo tutaj jest dość duża specjalizacja, zdaje się, w tym obszarze.

 

MK: Tak, tak. Prawidłowa liczba rowerów to jest tak naprawdę n+1, gdzie n to jest aktualna liczba rowerów. My dzisiaj z żoną w domu już w tej chwili mamy ich siedem. I to chyba nie jest ostatnie jeszcze słowo, z tego względu, że specjalizacja w obszarze rowerowym i podział chyba poszła nawet dalej niż w przypadku prawników i ich specjalizacji. Ja używam dwóch tak naprawdę na co dzień. Jest to szosa tam, gdzie są piękne asfalty i większe prędkości, no i MTB, konkretnie hardtail, czyli z przodu amortyzator, z tyłu nic, który bardziej się sprawdza i na single track’ach i na wałach wokół Odry i generalnie gdzieś tam w szutrach i w lesie. Ale już planuję zakup kolejnego, tak zwanego gravela, który bardziej by pozwalał mi z sakwami przemieszczać się na większych odległościach i być bardziej samowystarczalnym, zwłaszcza w sytuacji, w której nie mogę korzystać z hoteli czy pensjonatów.

 

PJ: Słuchaj, mnie zainteresowała kwestia tej szosy i tych prędkości. Mam nadzieję, że twój ubezpieczyciel nie słucha tego programu. Jaką prędkość można uzyskać? Tak żebyśmy sobie to wyobrazili.

 

MK: Wiesz, ja jestem amatorem i to lekko przygrubawym.

 

PJ: Ale określiłbyś się, że taki semipro jesteś czy grupa caffee?

 

MK: Nie, nie, nie. Absolutny amator. Ktoś, kto przejeżdża 8, 9, 10 tysięcy kilometrów rocznie, czyli tyle, ile ja robię, to nie są na pewno ilości imponujące. Natomiast co do prędkości, z racji też swojej masy i tego, że mam dosyć blisko w góry, w Karkonosze, no to jeżeli mówimy o zjazdach, to prędkość na poziomie 70-80 kilometrów na godzinę nie jest niczym wyjątkowym. Może jest nierozsądnym, ale spokojnie taki rower do tej prędkości się rozpędza. Jeżeli mówimy o płaskim…

 

PJ: Ale czy się zatrzymuje również z tej prędkości?

 

MK: Zatrzymuje się. To jest kwestia też doboru odpowiednich hamulców. Dlatego ja zmieniłem w ogóle system na tarczowy, właśnie po to, żeby mieć szansę w ogóle się zatrzymać. Jeżeli chodzi o prędkości na szosie, na płaskim, w jeździe takiej indywidualnej, czyli nie w grupie – w grupie działają prawa fizyki, jesteśmy w stanie rozbujać się do zupełnie innych wartości – no to takim normalnym treningiem 35, 36, 37. To jest normalna rzecz, którą jesteś w stanie godzinę, dwie utrzymywać bez większego wysiłku.

 

PJ: No dobrze. To jeszcze pytanie, bo te liczby zawsze robią wrażenie. Jaka była twoja najdłuższa trasa?

 

MK: 315 jednego dnia. Tour de Warsaw.

 

PJ: Czyli dookoła Mazowsza trochę?

 

MK: Tak, to był zorganizowany rajd kilka lat temu i mamy z niego piękne wspomnienia. Zaczęliśmy o 6 rano. Całość trwała bodajże 9,5 godziny, więc fajna przygoda.

 

PJ: Tak sobie pomyślałem, że dobrze, że nie wtedy nagrywaliśmy.

 

MK: He he, nie byłbym w stanie za bardzo nagrywać i nic sensownego powiedzieć. Ale to było super przeżycie. I to jest coś kręcącego mimo wszystko, żeby ciągle wydłużać ten dystans. Bo to nie musi być coraz szybciej, ale wydłużanie tego dystansu jest niesamowite. Nie wiem czy wiesz, ale dzisiaj najdłuższy szlak rowerowy, przepiękny, jest w Kanadzie. Można całą Kanadę przejechać na rowerze w sposób absolutnie zorganizowany. Podobny szlak powstaje w Stanach Zjednoczonych – przez całe Stany, po już nieużywanej linii kolejowej. Jest ona przygotowywana do tego, żeby była jedną wielką ścieżką rowerową. To jest coś pięknego móc przejechać taki dystans. Trzeba się tylko do tego odpowiednio przygotować.

 

PJ: Czy to jest Twoja wymarzona trasa? Jakbyś miał możliwość odbycia tej wycieczki, to tam właśnie chciałbyś?

 

MK: Wiesz co? Ja mam ten problem, że mam tych tras wymarzonych chyba więcej niż życia mi zostało. To jest pierwszy problem. Drugi jest taki, że mam czasami takie opory przed wyjazdami zagranicznymi, w tym sensie, że to coś, co jest blisko jeszcze nie zostało zdobyte i osiągnięte. Z dużym żalem i smutkiem stwierdzam, że na przykład nie objechałem jeszcze w ogóle Tatr. Tatry zamierzam objechać 26 czerwca w tym roku w ramach takiego rajdu właśnie wokół Tatr. Nie wyścigu, rajdu. I jak to zrobię, to będę wtedy patrzył bardziej w kierunku zachodniej Europy. Jest Via Claudia Augusta, to jest najlżejsza trasa przez Alpy, która kończy się we Włoszech. Mamy piękne podjazdy we Włoszech, Stelvio chociażby. To są wszystko klasyki. A ta Kanada czy Stany, to po pierwsze poczekam aż skończą i wybudują. A myślę, że przed jeszcze tymi destynacjami wskoczy Islandia, którą niezwykle lubię. To jest kraj, do którego zawsze chętnie podróżuję. I tam również można objechać wyspę, to jest 1100 kilometrów na rowerze, jedyną asfaltową drogą, która ma numer 1. I takie 12 dni objeżdżasz, walczysz z warunkami atmosferycznymi, wiatrem, deszczem. Z mojej perspektywy coś wspaniałego.

 

PJ: To z takich znanych mnie tras rowerowych jest trasa wokół Bornholmu.

 

MK: Jest, jest też, tak.

 

PJ: Do którego można promem się dostać. Być może teraz, w czasach pandemii jest to utrudnione.

 

MK: Tak. Dlatego powiedziałem, tych takich tras, które z pewnością warto zobaczyć, przeżyć, przejechać jest możliwie więcej, aniżeli czasu, którym dysponujemy.

 

PJ: Ale słyszałem, że wybierasz się do Szwecji.

 

MK: Do Szwecji jeżdżę tak naprawdę regularnie. I tutaj pozdrowienia dla mojego przyjaciela Salwadora Milczanowskiego, który jest zawsze głównym organizatorem.

 

PJ: Pozdrawiamy Salwadora.

 

MK: Na co dzień pracujemy razem. Jest głównym organizatorem tych wypadów do Szwecji na szczupaki. Może to brzmi dla kogoś totalnie abstrakcyjne, ale Szwecja to jest piękny kraj. Są tam ryby, w przeciwieństwie do Polski. Można faktycznie w bardzo miłych warunkach spędzić tydzień na wodzie, oczywiście w formule catch and release, czyli te ryby trafiają później z powrotem do wody, rosną dalej i cieszą innych wędkarzy. To jest pewna już tradycja, która co roku jest kultywowana. Czasami Szwecję zamieniamy na Rugię, bo Niemcy też tutaj, jak to Niemcy, mają porządek.

 

PJ: Pola nie oddają.

 

MK: Pola nie oddają, mają duże ryby. Może ich mają mniej, ale na pewno są większe.

 

PJ: Takie pancerne.

 

MK: Ha ha ha! Tak, tak, tak. Więc to są fajne destynacje i fajny sposób spędzania wolnego czasu, ale też… Nie powiem, zdarzało mi się wielokrotnie siedzieć na tej łódce w słuchawkach, z odpalonym Teamsem. Tak było między innymi w zeszłym roku. Ale staram się nie spędzać wolnego czasu w taki sposób.

 

PJ: Lubisz przyrodę, lubisz z nią obcować. Opowiadałeś o Tatrach, opowiadałeś o nasiadówkach związanych z rybami. Wiem, że spędzałem też czas w górach i to w górach wysokich.

 

MK: To za sprawą mojej małżonki kochanej, z tego względu, że to ona gdzieś tam zaszczepiła i wniosła do naszego życia to, że zaczęliśmy jeździć w góry. Prawda jest taka, że ja wcześniej w górach bywałem, ale nie dostrzegłem jak gdyby sensu czy nawet może piękna niektórych sytuacji. Ale też nie zdawałem sobie sprawy z niebezpieczeństwa, które czyha w górach, nawet takich jak Tatry. Taka najfajniejsza podróż górska to jest trekking, który zrobiliśmy wspólnie wokół Annapurny. Najwyższy punkt – ponad 5 tysięcy metrów. Kwestia aklimatyzacji, wyjścia bardzo wczesnego. To było niesamowite. To jest ponad 100 kilometrów pieszo w niecałe trzy tygodnie. Mnóstwo wspaniałych ludzi, których poznaliśmy.

 

PJ: Obóz czwarty założyliście?

 

MK: Na szczęście obozów nie trzeba zakładać, bo po drodze te miejsca noclegowe i takie, w których można się schronić, na tym szlaku występują. On jest dosyć dobrze przygotowany. Wspaniała przygoda. Jeżeli ktoś tylko chciałby spróbować, to gorąco zachęcam. Nie trzeba być wprawionym alpinistą. W zasadzie wystarczy plecak, sprawne nogi, trochę ciepłego ubrania, śpiwór, żeby móc spokojnie taką podróż odbyć. A nie sposób nie zauważyć po prostu tego świata, tego piękna, które w tych górach można doświadczyć. To jest coś niesamowitego.

 

PJ: Czy chciałbyś również zaprosić kogoś do wyprawy żeglarskiej?

 

MK: Jeżeli chodzi o wyprawy żeglarskie, to tylko w swoim towarzystwie tak naprawdę. Widzisz, to jest znów taki obszar, do którego ktoś mnie zaprosił. Ja przed dołączeniem do DZP…

 

PJ: DZP Sport Team.

 

MK: Dokładnie. Nigdy nie miałem nic wspólnego z żeglarstwem. Kajak to było maksimum moich możliwości czy tam rowerek wodny. A tutaj kilka wspólnych wyjazdów mamy już za sobą. Nie czuję się żeglarzem, żeby było jasne.

 

PJ: Nawet regatowych. Dodajmy, że byłeś ważnym członkiem załogi odpowiedzialnym za trym foka.

 

MK: Cieszę się, że ty powiedziałeś to, bo ja bym pewnie teraz kręcił i sobie już nie przypomniał jak się nazywała ta część, za którą byłem odpowiedzialny. Ale ja bardziej patrzę na to z perspektywy właśnie relaksu. Zobacz jak dużo wspólnego moim zdaniem mają te regaty czy żeglarstwo z kolarstwem. Dają pewną swobodę, dają możliwość przemieszczania się z miejsca na miejsce, dają ci poczucie tego, że to jednak ty panujesz nad tym, co się dzieje – zarówno nad tą łodzią i nad tym rowerem. Myślę, że tutaj wbrew pozorom… No dobrze, tu po wodzie, tu po asfalcie, ale podobieństw jest zdecydowanie więcej.

 

PJ: Ale trochę bardziej indywidualne chyba jest mimo wszystko kolarstwo. Tutaj masz jednak tę załogę, jest ten element również relacyjny, w szczególności jeżeli jesteś na dość małej powierzchni zamknięty przez tydzień albo jak są długie przeloty, albo takie długie wyprawy transatlantyckie, to są tygodnie. I dochodzi do tego jeszcze taki element rutyny, zmęczenia, poza tym pięknym obszarem. W kolarstwie też jest tak, że w ramach zespołu ta współpraca pewnie jest potrzebna, natomiast chyba mimo wszystko w trakcie wykonywania czynności jesteś sam ze sobą i z wiatrem.

 

MK: To zależy jak na to popatrzymy bo…. „To zależy” to takie typowo prawnicze.

 

PJ: Tak. Ja też zwracam uwagę.

 

MK: Jak idę na tak zwany rower i faktycznie idę solo gdzieś tam pojechać, typu Sobótka, Tąpadła i tak dalej, no to faktycznie jestem ja, moje myśli i ten wiatr, który jest zawsze, ale to zawsze wieje w twarz. W profesjonalnych grupach kolarskich jednak jest kilka osób. Każdy ma jakieś zadanie. Ktoś jest odpowiedzialny za dowodzenie bidonów, jedzenia. Ktoś inny jest odpowiedzialny za doprowadzenie tego lidera na ostatniej prostej, tak aby on mógł finiszować. Tutaj współpraca wbrew pozorom w tym zespole jest absolutnie potrzebna i istotna. I bardzo często decyduje o zwycięstwie jednej, konkretnej osoby. Zobacz, jakie to też musi być od strony psychologicznej trudne dla członków takiego zespołu, jeżeli ktoś ma ambicje wygrywać, a jest tylko i aż pomocnikiem, tym, który pozwala innej osobie z drużyny stanąć na najwyższym podium. Niesamowite.

 

PJ: Przekłada się to jakoś na kwestie zawodowe? Takie podejście.

 

MK: Wiesz co? To jest dobre pytanie. I teraz zupełnie na gorąco i szybko… Myślę, że się przekłada w tym znaczeniu, że dobra konstrukcja zespołu na pewno nie składa się wyłącznie z jednego typu osobowości czy wyłącznie z liderów. Kiedyś były takie próby. Ja pamiętam jak Real Madryt był drużyną złożoną wyłącznie z gwiazd i ta drużyna nie grała. Tu nie chodzi o moje sympatie czy antypatie bo piłka nożna jest mi zupełnie obojętna. Natomiast to pokazało tylko, że jeżeli budujemy zespół składający się z gwiazd, to niekoniecznie ten zespół będzie odnosił sukcesy. Wszędzie jest potrzebny balans i ten balans też jest potrzebny w kwestii budowania zespołu – jak ten zespół jest skonstruowany, jakie w nim są jednostki, jakie mają mocne i słabe strony. Myślę, że tutaj odpowiedni dobór osób, poznanie ich predyspozycji ułożenie na odpowiednich pozycjach będzie decydowało o tym, czy będziemy dobrze grali, czy niekoniecznie i będziemy gdzieś tam próbowali szukać jakichś zmian, bo to też jest nieuniknione.

 

PJ: Jesteś kolekcjonerem?

 

MK: Staram się.

 

PJ: Ale takim chomikiem bardziej czy…

 

MK: Nie, nie, nie. Chomikiem nie. Chyba że nazwiemy zbieranie wszelkiego rodzaju pudełek po sprzętach, które się kupuje, bo a nuż się przydadzą.

 

PJ: Po tych rowerowych w szczególności.

 

MK: Po tych rowerowych musi jeden zostać, bo to zawsze do samolotu jest potrzebne. Wiesz co, zaczęliśmy podczas pandemii zbierać płyty winylowe.

 

PJ: No dobrze, ale jaki klucz jest tego? Oczywiście płyty winylowe zbiera się czy kupuje po to, żeby wysłuchać muzykę na niej. Ale kolekcjonowanie świadczy o tworzeniu pewnego schematu tych płyt.

 

MK: Tak. Ale w bliżej nieokreślonej metodologii jest to budowane.

 

PJ: Tłumacz się teraz.

 

MK: Nie. Wiesz co? Bardziej chodziło o to, że faktycznie ja już od kilku lat nie oglądam telewizji, nie mam telewizora. Raczej gdzieś ten świat muzyki zastępuje świat telewizji. Owszem, zawsze można puścić z YouTube’a, można puścić ze Spotify czy cokolwiek innego. Natomiast, zwłaszcza w okresie zimowym czy takiej niefajnej pogody, jak masz ten sprzęt, możesz puścić płytę, wrócić do płyty, która jest w jakiś sposób dla ciebie ważna, z czym się kojarzy albo jest po prostu przyjemna i miła, trzeba trochę czasu poświęcić – wstać, zadbać, uruchomić, zmienić, obrócić. To nie jest takie proste, szybkie, łatwe jak przewijanie muzyki na YouTube. To jest pewien rytuał też wokół słuchania muzyki i wtedy też skupiasz się na tym, czego słuchasz. To nie jest zagłuszacz otoczenia, który przy odchudzaniu gdzieś tam ci dudni w tle, tylko to jest bardziej kwestia odpłynięcia myśli w kierunku tej muzyki. A najczęściej puszczane dzisiaj soundtracki, czy to jest Hans Zimmer genialny wręcz, czy to soundtracki z poszczególnych filmów typu „La La Land”, etc. Tutaj naprawdę nie mam jednego klucza. Bardzo często to jest taki impuls, że „Kurczę, brakuje mi płyty U2, chciałbym mieć w sumie, bo to są już powoli takie naprawdę klasyki, w związku z czym dawaj, kupujemy akurat U2”. Więc bardziej taki impulsywny charakter te zakupy mają.

 

PJ: Wymieniłeś Spotify. Nie wiem czy pamiętasz. W trakcie właśnie tych regat mieliśmy taką próbę uruchomienia na Spotify chyba w pięć osób jednocześnie tego samego utworu i zsynchronizowania tego.

 

MK: Ja byłem przy tym?

 

PJ: No, ty byłeś inicjatorem.

 

MK: Ha ha ha! To świadczy tylko o tym, że regaty były udane.

 

PJ: Udane były. Okoliczności ci przybliżę.

 

MK: Dziękuję.

 

PJ: Natomiast szczęśliwie Spotify również wpadł na ten pomysł i teraz już to można zrobić jako funkcja w tym programie.

 

MK: OK. Proszę, jak to się wszystko pięknie rozwija. Najczęściej potrzeby użytkowników determinują rozwój tych aplikacji, więc pewnie i tak w tym przypadku było.

 

Autorski słownik transakcyjny

 

PJ: Poprosiłem Michała o przygotowanie hasła do naszego autorskiego słownika transakcyjnego. Chciałbyś podzielić się z nami?

 

MK: Oczywiście. To jest bardzo ważny obszar naszej rozmowy. Tym hasłem będzie „Yoda”. „Yoda”, czyli sformułowanie, które bardzo często pada na określenie IOD, czyli inspektora ochrony danych. Yoda jest tak naprawdę mistrzem, mędrcem, osobą, która wyznacza kierunki, która doradza i która jest wyrocznią w zakresie danych osobowych u danego przedsiębiorcy. Niezwykle ważna osoba z mojej perspektywy. Najczęstsze mój kontakt i osoba, z którą mam dużo kontaktu i współpracuję na co dzień. A zatem Mistrz Yoda wędruje do autorskiego słownika transakcyjnego.

 

PJ: Powiedz, czy Yoda jest objęty również zasadą dwóch? To znaczy ma swojego ucznia, zawsze dwóch ich jest, ni mniej, ni więcej.

 

MK: Każdy Yoda marzy o tym, żeby nie być sam. To jest prawda. Są osoby, które faktycznie zatrzymały się na zespołach dwuosobowych i mają dwóch pomocników, ale są też Yodowie, mistrzowie, którzy zdecydowanie większym zasobem ludzkim dysponują.

 

Nominacje

 

PJ: Jednym z przywilejów, ale także wyzwaniem dla gości programu „Transakcje z pasją” jest możliwość nominacji kolejnego gościa do jednego z następnych odcinków. Michale, czy masz pomysł, kto mógłby przyjąć zaproszenie do programu?

 

MK: Mam bardzo długą listę, ale myślę, że osobą, która jest kompletnie z innego świata i wprowadzi ciekawe elementy do twojego programu, jest Piotr Konieczny. Z Piotrem znamy się bardzo dobrze. Dużo i często mamy kontakt na tle ochrony danych osobowych czy szerzej bezpieczeństwa. Myślę, że aspekt bezpieczeństwa w obszarze przeprowadzania, przygotowywania transakcji będzie ciekawy, inny, a z pewnością ważny. Dlatego Piotr. Myślę, że to będzie bardzo ciekawa rozmowa, jak Piotr z Piotrem.

 

PJ: Piotrze, czekamy na ciebie w programie zatem. Dziękuję za spotkanie.

 

MK: Dziękuję bardzo serdecznie. To była miła rozmowa. Pozdrawiam wszystkich bardzo ciepło i do miłego zobaczenia.

 

Na „Transakcje z pasją” zaprosił Piotr Jackowski.

 

Michał Kluska

Adwokat / Założyciel – RPB Legal

Profil zawodowy gościa

Adwokat z prawie 13-letnim doświadczeniem zawodowym w zakresie ochrony danych osobowych i tematyki TMT, ze szczególnym uwzględnieniem IT/e-commerce, ochrony danych osobowych (online/offline), usług świadczonych drogą elektroniczną, gier i rozrywki, usług outsourcingowych, oprogramowania i telekomunikacji.

Pasje gościa

żeglarstwo, kolarstwo / rowery, góry / turystyka, podróże, wędkarstwo (catch & release), kolekcjonowanie płyt winylowych
Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł podziel się nim ze znajomymi:
Nota prawna

Informacje zawarte w audycjach „Transakcje z pasją” nie stanowią porady prawnej lub inwestycyjnej. Autor oraz osoby w nich występujące nie ponoszą odpowiedzialności za jakiekolwiek decyzje podjęte przez odbiorców w sprawach ich dotyczących lub za decyzje inwestycyjne podejmowane na rynku finansowym, w oparciu o informacje przekazane w którejkolwiek z audycji.

Decyzje podejmowane przez odbiorców audycji w sprawach ich dotyczących lub decyzje inwestycyjne podjęte na rynku finansowym powinny być każdorazowo przeanalizowane w ramach konkretnego stanu faktycznego, który w zależności od okoliczności, podmiotu, który decyzje podejmuje, potrzeb, założonych celów oraz posiadanych środków będzie uzasadniał zastosowanie adekwatnych działań, w tym przyjęcie konkretnego ryzyka, w celu osiągnięcia oczekiwanych skutków, które decyzja ma wywołać.

Prywatne poglądy i opinie wyrażone w poszczególnych audycjach są prywatnymi poglądami i opiniami autora oraz osób w nich występujących i nie muszą pokrywać się z działaniami oraz stanowiskami podmiotów, w których te osoby są zatrudnione lub, z którymi współpracują.